czwartek, 2 sierpnia 2018

#2 Uszy wędrowca

Wodopój był miejscem pełnym zwierząt. O każdej porze, aż do zmroku. Żyrafy, słonie, a czasem i nawet hieny przychodziły tutaj aby ugasić swoje pragnienie. Dla każdego nie brakowało wody, ale nie każdemu podobało się towarzystwo.
 Żyrafa imieniem Salama zastrzygła  uszami, odstępując swoim długim językiem i pyskiem od wody. Jej wielki łeb wzniósł się niemal ponad drzewa. Zdusiła okrzyk i galopem pobiegła przed siebie, prawie potykając się o własne nogi i miażdżąc wszystkich. Każdy kto znajdował się wówczas przy brzegu spojrzał w stronę, gdzie patrzyła Salama. 
- To znowu on... - Burknął jakiś nosorożec. 
Zwierzęta odeszły wciąż spragnione. Przybysz nic sobie nie robił z zamętu wokół niego. Patrzył jak zwierzęta odchodzą, ustępując mu miejsca. Właściwie nie wiedział, czemu tak robią. Może po prostu dlatego, że dopóki się tu nie pojawił nie było żadnego lwa? Tak, on był tu jedyny w swoim gatunku. Lew jest Królem Zwierząt. 
- Naprawdę dzięki. - Rzucił w kierunku odchodzących. 
Przeciągnął się, ziewnął jakby miał połknąć słonia i wolnym krokiem ruszył w stronę wody. Zimna ciecz zalała mu kostki, łopatki, aż w końcu dosięgnęła grzbietu. Jego pysk wyrażał więcej niż tysiąc słów. Błogość. Niby na Ziemi, gdzie nie ma osobników twego gatunku nie łatwo zaznać szczęścia. A teraz docenił to, co ma. Cały wodopój dla siebie. 
 Zanurzył język w wodzie, chłepcząc płyny. Dzień był naprawdę upalny, i być może pozbawi w ten sposób kilka dusz życia. Walić. Rodzice wychowali go inaczej. Był Księciem Kopą. 
Dobrze pamiętał ten czas. Wielbili małego następcę tronu. Lekko rozbrykany lewek zdobywał coraz więcej serc swojego stada. Każdy był z niego dumny. Równie dobrze pamiętał ten dzień kiedy urodziła się Kiara. Nocami gryzła go w ogon, a on woził ją na swoim grzbiecie. Kochał swoją siostrę bardziej niż swoją pozycję. Dla niej mógł zrobić wszystko. 
Każda chwila należała do nich. Uwielbiał uczyć ją wielu nowych rzeczy. To właśnie on nauczył ją chodzić, a jej pierwszym słowem było 'Kopa'. Lwiak był wtedy z siebie bardzo dumny. Psuł mu się humor, gdy musiał opuszczać swoją siostrę ze względu na lekcje. W pewnym momencie prawie w ogóle nie widział się z siostrą. Poza lekcjami doszły spotkania z jego miłością... Vitani. Złota lwiczka chciała każdą chwilę spędzać z Księciem Lwiej Ziemi, który bardzo jej się podobał. Byli wręcz nierozłączni. Zawsze razem. Przyjaciele Kopy, np Afua czy Boga wróżyli im przyszłość. Sam Książę do pewnego momentu zaprzeczał. Ale miłość Złoziemki roztopiła jego uczucia, które właśnie na nią przelewał.
Czuł się przy niej szczęśliwy a ona przy nim. Właściwie w ich młodocianej miłości nie było błędów... Ale był jeden problem. Skłócone rodziny. Simba nienawidził kogokolwiek z rodziny Skazy. W szczególności Ziry... Więc jakim cudem inaczej miałoby być z Vitani? Przecież to ona była jej córką... A tak przynajmniej Król Lwiej Ziemi myślał. I do jakiegoś czasu Kopa. Pewnego wieczoru Vitani powiedziała mu prawdę.
- Nie wiem kto jest moim ojcem. Nie jest nim Skaza. - Powiedziała zasmuconym tonem.
- Współczuję Ci. - Odpowiedział jej, zbliżając jej pyszczek do swojego.
Od tamtego czasu byli jeszcze bardziej nierozłączni. Ale im byli bliżej, tym coraz więcej było słychać o ich romansie. Co nie ominęło rodziców owej dwójki. A skończyło się to bardzo źle.
 Nadszedł ten dzień, kiedy Zira siłą zmusiła Vitani do zostania na Złej Ziemi... Przyszła za nią, z mrocznymi planami. Gdy już była na miejscu, Kopa przeraził się.
- Gdzie Vitani? - Spytał zalękniony, i cofnął się.
- Nic jej nie będzie... Nie martw się o nią. - Przybiła lewka do ziemi.
Właśnie wtedy zaczęła się krwawa masakra. Pazury wbiły się w młodziaka, trysła krew. Kopa krzyknął przeciągle, wołając o pomoc. Był jednak za daleko, aby ktokolwiek go usłyszał. Przeżywał katusze, krwawił, znosił piekące rany i długie zęby napastniczki. Jedyne co udało mu się zrobić to odgryźć jej kawałek ucha, ale to jedynie bardziej rozwścieczyło naburmuszoną już lwicę. Był bez szans. W końcu padł. A tak przynajmniej myślała Zira. Zabrała 'martwe' ciało Księcia do swojej córki, która przeraźliwie płakała. Nic nie mogło powstrzymać rozpaczy małej lwiczki. Całe dnie wylewała łzy, skrapiając suchą i tak ziemię. Zamarło w niej życie.
 Nie raz w nocy wyobrażała sobie jak Kopa był przy niej. Nie pomagało jej to. Właściwie nie było nocy, kiedy nie wspominałaby swojej dawnej miłości. Kochała go nawet po jego śmierci.
W końcu zanikła dawna Vitani. Nie była już taka sama. Zaczęła być zła. Bardzo zła. Matka wpajała jej nauki. Uczucia okazywała jedynie bliźniakowi. I tak aż do dnia wojny.
 Lew zdawał sobie sprawę, że Vitani nawet nie pamięta kim on jest. Za pewne ma już partnera i dzieci. Jemu samemu było bardzo smutno myśląc o tym, że jego dawna miłość może należeć do kogo innego. Niestety, ale takie było prawdopodobieństwo, z którym nie potrafił się pogodzić. 

***

Siedzenie cały dzień przy wodopoju wcale nie było ciekawe. Zwłaszcza, że powoli brakowało cienia, zaś woda się nagrzała. Miał zamiar wrócić do swojej ciemnej groty, tak też zrobił. Trzeba było przejść spory dystans, ale dla chwili wytchnienia od palącego słońca, warto było. Kolejny raz mijał te same kamienie, to samo strawione płomieniami drzewo i koryto dawnej rzeki. Rzeka ta prowadziła do Lwiej Ziemi, na którą tak bardzo bał się wrócić. W końcu trafił do swojej ciasnej groty. Ułożył się w niej, wciąż z nosem przy wyjściu, gdzie zasnął. 
 Obudził go naprawdę głośny piorun, a po nim kilka huków. Po jakimś czasie nawet wielkie strugi deszczu, które powoli wlewały się w jego małą grotę. 
- Szlag. - Burknął, po czym schował się głębiej. 
Teraz nie było opcji, aby mógł zasnąć. Było za głośno, i za mokro. Pozostało mu tylko oglądanie nawałnicy, która ani trochę nie zmalała. Ale trwało to na tyle długo, że sam Kopa się zmęczył. I udało mu się odpłynąć. 
 Obudził się naprawdę późno i również tym razem z przyczyn pogodowych. Równie wielki upał jak wczoraj. Nawet trochę słońca wdarło się do jego domku. Jakby wręcz kazało mu wstać. Zawarczał parę razy i podniósł się. Pora wystawić nos na świat. 
 Widok go zaskoczył. Właściwie od wczoraj nie wiele się zmieniło. Za wyjątkiem koryta rzeki, które zamieniło się w rzekę. Gapił się w 'cudo' z minutę, dopóki nie zauważył ptactwa wodnego... Dwóch czapli. Gadały o czymś. 
- Taka młoda, i piękna... Wielka szkoda. 
Z początku Kopa nie był zbyt zainteresowany. No dobrze, ktoś umarł. Co mu do tego? Chciał odejść, dopóki nie usłyszał kolejnego zdania. 
- Do tego Królowa. 
Ułożył to w całość. Skoro on 'nie żyje' to właśnie Kiara powinna zasiąść na tronie. Zamurowało go. Kiara nie żyje? Przełknął gulę w gardle i podszedł do dwóch ptaków. Te na widok potężnego lwa chciały odlecieć. 
- Zaczekajcie! - Krzyknął, a te zatrzymały się w miejscu. - O kim mówicie. 
Czaple milczały. Jednak strach otworzył im usta. 
- O Królowej Lwiej Ziemi. Kiarze. Umarła niedawno. - Powiedziała jedna z nich, po głosie wnioskował, że samica. 
- Wdowiec po niej ma z nią trójkę dzieci. A do tego nie wiadomo kto zasiądzie na tronie. - Dodała druga, samiec. 
Kopa zamyślił się chwilę. Na początku był w szoku, po raz kolejny stracił ważną dla niego osobę. Jego mała siostrzyczka Kiara tak po prostu odeszła. Zaraz potem wieść, że jest wujkiem. A na sam koniec wiadomość, o objęciu tronu. 
 No tak. W końcu to on miał objąć tron, ale kiedy zaginął wszystko to legło w gruzach. Potrzebny jest Król. Jeżeli wróci, to on może nim zostać. Jest prawowitym następcą tronu Lwiej Ziemi. 
- Dziękuję za informację. - Obrócił się, i zaczął biec wzdłuż rzeki. 
Do domu. 

***

To był dla mnie szok. Rozdział zaczęłam pisać już o 11 rano. Nie sądziłam, że jeszcze dziś go ukończę. Także miał mówić o czym innym ale... Ostatecznie jestem dumna c;

1. Czy rodzina rozpozna Kopę?
2. Czy lew zdąży przed decyzją podjęcia tronu?

Następny rozdział myślę że za niedługo, ale muszę pomyśleć nad jego fabułą. Do zobaczenia, mordeczki :3







6 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawy rozdział. Ale...
    *atak histerii* Czemu Kiara? Moja mała Kiara... Była taka młoda i śliczna. Dobra mogłam się tego spodziewać po tytule bloga...
    Nie ważne. Ogólnie to jestem pozytywnie zaskoczona treścią. Naprawdę fajny pomysł z tym blogiem i trzymam za niego kciuki ;)

    Co do pytań, krótko i na temat:
    1. Nie
    2. Tak, chyba że od razu posadzą Kovu na tronie.

    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za kom :3 Czemu Kiara? Bo takich historii jest mało < i bo Machafuko to morderca >, a im coś bardziej oryginalne tym łatwiej człowieka zaciekawić.

      ~Machafuko

      Usuń
  2. Bardzo oryginalna historia! :D Bardzo mnie zainteresowałaś. Zastanawiam się w jakich okolicznościach odeszła Kiara. Zawał, udar, tętniak? A może popełniła samobójstwo wybijając truciznę?
    I Kopa...Dlaczego zaginął, co dokładnie się stało? Atak Ziry czy może wypadek? A może ucieczka? Jest uznany za martwego? Nie mogę się doczekać aż poznam odpowiedzi na te wszystkie pytania.
    Bardzo interesują mnie również dzieci Kovu i Kiary. Będzie o nich więcej? Bardzo lubię te wersję. Najbardziej interesuje mnie Roho. Sprawia wrażenie kogoś bardzo empatycznego i wrażliwego, przynajmniej w moim odczuciu.
    Ogólnie nie jestem fanką Kopy, ale może chociaż polubie go w Twojej historii. :)
    Dziękuje za odpowiedzenie na moje pytania dotyczące szkoły średniej.

    Pozdrawiam i trzymam kciuki za Ciebie, jak i tą historie. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz. Roho to też mój ulubieniec i przy okazji Aniołek <3 Zaś Ashiki'ego nie lubię XD Liczę, że dobrze wykorzystasz twój potencjał odnośnie szkoły.

      ~Machafuko

      Usuń
  3. Ja to jednak jestem ślepa, komentuje jedno nie widząc że jest następne. Historia naprawdę ciekawie się zapowiada i jest oryginalna co nie często się zdarza. Intryguje mnie twoja postać Kopy no nic poczytamy zobaczymy.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za kom ^^ Co do Kopy... Zawsze go uwielbiałam i staram się, aby go dopracować.

      ~Machafuko

      Usuń