niedziela, 12 sierpnia 2018

#3 Utracona szansa

Słońce powoli sunęło ku horyzontowi. Mimo, że w Afryce słońce o wiele bardziej grzało i było cieplej, nie zmieniło to długości dnia. Pora deszczowa skracała dnie o minuty, godziny, za to przynosiła ulewy i powodzie, ale dla wielu zwierząt też ratunek przed śmiercią z odwodnienia, wycieńczenia albo udaru. Z takich warunków pogodowych mogli korzystać głównie roślinożercy - wszelkiego rodzaju antylopy, impale, zebry. Oraz ich wodni wrogowie, krokodyle, którzy poszerzali wtedy swoje terytoria do łowów. Taka ilość zwierząt mogła z tych warunków korzystać. 
 Ale nie Lwy. 
A przynajmniej lwiątka. Długość ich czasu spędzanego poza jaskinią [o ile wcześniej nie zaczęła się ulewa] skracała się. Starszyzny też to nie cieszyło. Mniej czasu na zabawę, więcej marudzenia. Dlatego też przymykano oczy na drobne spóźnienia, ale nie Kovu. Od straty partnerki minęły dwa tygodnie, a on wciąż nie przestawał być czujny. 
 Wszędzie widział okazję do zranienia. Ulewa? Powódź i pioruny. Skwar? Pożary. Obcy na terenie Stada? Tak, to na pewno zaplanowane morderstwo. Tego wszystkiego właśnie się bał. A na rosnących bliźniaków, nie mógł wiele poradzić. Do tego dochodziła niedawno narodzona Nadra, której zostawienie nawet z jakąś samicą mogłoby się skończyć bardzo źle.
 Tak, Kovu najchętniej wcale by ich nie wypuszczał. Zrozumiał jednak porady Nali. Oboje jego synowie potrzebowali odrobiny rozrywki, aby chociaż trochę nie myśleć o katastrofie straty ich matki. Więc samie chcąc, nie chcąc zaczął swoich synów wypuszczać. 
 Ashiki nigdy nie lubił trzymać się blisko domu. Przygoda była jego drugim imieniem, więc kiedy tylko mógł jak najbardziej oddalał się od bezpiecznej jaskini. Wydawał się nie przejmować niebezpieczeństwem świata, był zbyt beztroski. W końcu, co może się stać? Tego nie wiedział. 
 Zaś jego zupełnie niepodobny do niego brat bliźniak był nieco bardziej ostrożny i z początku nie odchodził za daleko. Wolał czuć znajomy zapach. Zdecydowanie to on był tym dojrzalszym. I o parę minut starszym. Z początku przypominał bratu, że to jemu należy się tron, bo dzieli ich kilka minut. W pewnym momencie przestał o tym myśleć, bo nie on zadecyduje o dziedzictwie. Ale gdy okazało się, że to własnie rudego samczyka wyznaczyli na przyszłego Króla, chciał za wszelką cenę stać się idealny - aby też być idealnym władcą, najlepszym jakiego miała Lwia Ziemia. 
 Chodził z obojgiem rodziców na lekcje. Uczył się szanować każdą żywą istotę, i ją szanował. Niby tak nie wiele z początku, a nie był już tym samym lewkiem co dwa miesiące wcześniej. Zachowywał się wyjątkowo dojrzale. I to właśnie pogłębiło jego dystans do brata. 
 Pewnego dnia do niego przyszedł. Był to dzień jeszcze w porze suchej, a Ashiki siedział przy wodopoju. Sam, nie z Kesi'm, jak to miał w zwyczaju. 
- Bracie. - Zwrócił się do niego, prostując. 
Złoty lwiak podskoczył, i obrócił się szybko. Natychmiast jego zdziwienie zmieniło się w naburmuszenie. Zazdrość już dawno wdzierała się do jego serca. Dawno, a tak przynajmniej myślał. 
- Aha. To ty. - Burknął, i zaczął wywijać ogonem niczym biczem. Nie raczył nawet spojrzeć na Roho. 
Zaś Roho westchnął.
- Widzę dystans między nami, braciszku. Nie mogę tego dłużej ignorować. - Wytłumaczył najspokojniej jak się dało. 
I wtedy to on się zdziwił.  Ashi skoczył na niego, i przybił go do ziemi, naciskając na klatkę piersiową. Może i był drobny, ale zaciekłości mu nie brakowało. Roho dobrze wiedział do czego był zdolny. 
- Cały czas mnie ignorujesz, a teraz wielki, idealny Książę raczył się odezwać do swojego... Nic nie wartego brata. - Jego oczy płonęły ze wściekłości. 
Jeszcze mocniej naciskał na brata, nie wiedział co robi. Nie zawsze panował nad swoim zachowaniem. Szczególnie po śmierci matki. Była najważniejsza i trzymała go przy sobie, gdy był smutny. Ze strony ojca czuł się odrzucony, wolał maleńką Nadrę za którą również nie przepadał. 
- Chcę tylko... Żebyś się ze mną pogodził! - Szarpał się Następca Tronu. 
Dopiero wtedy złoty z niego zeskoczył. Natychmiast się podniósł. Szybko przeniósł wzrok na brata. On również patrzył się na niego, ale jakby nieobecnym wzrokiem. Przez parę sekund trwała cisza. 
- Myślałem... Że nie jestem ci potrzebny. - Wyjąkał zakłopotany.
- Jesteś bardzo ważny. Nie tylko dla mnie, ale dla Lwiej Ziemi również. Za pewne nie wiele czasu pozostało, aż odkryjesz Ryk Przodków i będziesz strażnikiem jak wuj Kiongozi. Nawet gdybyś tego nie odkrył, wciąż byłbyś moim bratem, i przyjacielem. - Roho poczuł przypływ siły. Zawsze chciał załatwiać sprawy szybko, ale teraz był szczery. 
Ashiki podskoczył do niego, i objął brata swoją chudą łapą. Delikatnie też wtulił w niego swój łeb. 
- Przepraszam, to ja zawiniłem. Byłem, i jestem cholernie zazdrosny. Wybaczysz mi?
I Książę mu wybaczył. No ale nic nie trwa wiecznie. 
 Może i byli znów braćmi, i przyjaciółmi, ale zazdrość młodszego ani trochę nie zmalała. Nie okazywał tego wobec brata, ale wobec ich małej siostry, której trzeba było wiele opieki. Ledwo otworzyła oczy, nie umiała nawet chodzić. Kovu nie odstąpił ani na chwilę od niewielkiej samiczki. 
 Ale kiedy nadarzała się okazja, aby to właśnie Ashi został z siostrą, dokuczał jej. Szczypał w uszy, warczał i straszył i dopiero wyraźny płacz księżniczki przywracał ojca na stanowisko o Ashi kończył z karą. 
 Roho ciężko było to obserwować i w końcu miał dość. Miał też dość możliwości utraty tronu, jeżeli ojciec niczego nie wykombinuje i nie dokończy swej kadencji jako Króla, bowiem bez królowej był nikim. Jedynie dzięki dobroci dziadka Simby wciąż miał szansę wrócić na pozycję. Ale mógł ją stracić. A jeżeli straci ją i on, straci ją również Roho. 

***

To był ten pierwszy dzień, kiedy wybierze się tak daleko jak jego brat. Prawie do granicy. Nie ciągnęła go ciekawość. Raczej chęć odpoczynku i spokoju od rodzinnych spraw. Nie był w wieku, aby trzymały go takie nerwy.  Czasem zastanawiał się, jak to jest być lewkiem w jego wieku. Ashi i Kesi spędzali dnie na zabawie. W sumie to oni mogliby być bliźniętami. Lekkie podobieństwo fizyczne, a charakterem prawie identyczne. Byliby idealnym rodzeństwem. Ale to nie wina cioci Vitani, że taką osobowość ma jej syn. 
 Odszedł już naprawdę daleko, i zaczął się powoli czuć nieswojo. A jak nie zdąży przed nocnymi ulewami? Słońca nie było widać, chmury całkowicie je zasłoniły. Przełknął gulę w gardle. Spojrzał się na wielkie drzewo przed sobą. Tam właśnie idzie, a pioruny uderzają w najwyższe punkty, raz kozie śmierć. 
 Położył się na kamieniu pod samym drzewem, na które bał się wejść. W końcu jak piorun pierdyknie, to mogiła. Nie ma księcia. 
 Siedział, nie wiedząc co ma ze sobą zrobić. To tak wyglądają wyprawy Ashi'ego? No tak, on ma Kesi'ego. Zaś ty nie. 
 Położył łeb na łapach i zaczął gorączkowo myśleć. Nad czym? Sam nie wiedział. Czy będzie Królem. Czy jego brat się zmieni. Jak będzie dorastać Nadra bez matki? I kto w ogóle przejmie tron Lwiej Ziemi. Przez te myśli z początku nie zauważył postaci w oddali, w sumie nie daleko od granicy. Dopiero potem udało mu się dostrzec nie wielką kropkę. 
 Na początku się przestraszył. Kto to? Ale [być może] przyszłemu Królowi nie wolno panikować. On dba o Swoją Ziemię i mieszkańców, a jeśli on jest zagrożeniem? Zebrał się na odwagę. Wbijał pazurki w korę, wspinając się w swoim tempie na jedną z gałęzi. Znalazłszy się na niej, wbił wzrok już nie w punkt, a ciało potężnego lwa. Nie znał go, ani nigdy go tu nie widział. 
- Tata musi się o tym dowiedzieć! - Powiedział sam do siebie, i spadł z drzewa. 
Zabolało go chwilę, ale nie patrzył na to. Trzeba powiadomić starszych. 

***

Bonjour, mon ami! W ogóle nie wiem co mogę powiedzieć. Dziękuję, za te aż 3 komy! Niby nic, ale serduszko szybciej mi pika na wieść o tym. Aż mam ochotę wyściskać te osoby. A teraz pytanka. 

1. Kim jest ten lew?
2. Czy Ashiki zmieni się?

Znowu niewielka sumka, ale to chyba nic złego, czyż nie? Dozo, w następnym rozdziale. 

~Machafuko

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz